piątek, 24 listopada 2017

Seven years ago... rozdział 5

Alex otworzył jej w dresach i podkoszulku. Był gładko ogolony, a jego włosy wydawały się znacznie krótsze niż kiedy się ostatnio widzieli. Wyglądał na młodszego i jakby zadowolonego. Sara pomyślała, że musi mu się teraz nieźle powodzić i ta świadomość sprawiła jej przyjemność. Po tym, co dla niej zrobił, życzyła Alexowi jak najlepiej.
Na widok Sary Mahone z konsternacją podrapał się po głowie. Wydawał na szczerze zaskoczonego i z całą pewnością taki był. Sara odwiedziła go w Chicago raptem dwa razy i zawsze informowała o tym wcześniej. Alex dobrze wiedział, że za tą niespodziewaną wizytą coś musi się kryć. Nie zmieniało to jednak faktu, że Sara przebyła długą drogę, była zmęczona i z pewnością marzyła o kąpieli. Zatroszczenie się o nią było teraz priorytetem, do pytań mogli przejść później.
- Dlaczego mnie nie uprzedziłaś? – zapytał, biorąc od przyjaciółki walizkę i wpuszczając ją do środka. – Przyjechałbym po ciebie na lotnisko.
Wiedziała, że to tylko wyraz troski i gościnności, ale natychmiast poczuła się nieswojo. W końcu zjawiła się u – bądź co bądź – obcego faceta z walizką w ręku, a więc z jasnym zamiarem zatrzymania się co najmniej na noc. Ich relacje zawsze były jasne dla obu stron i nie było mowy o żadnej dwuznaczności, ale i tak postawiła przyjaciela w nieco niezręcznej sytuacji. Mógł mieć gości, randkę, plany. Co by powiedziała – albo przynajmniej pomyślała Felicia, gdyby w progu mieszkania kochanka zobaczyła Sarę z walizką? W dobie telefonów komórkowych niezapowiedziane wizyty były bardzo nie na miejscu.
Owszem, Sarze przeszło przez myśl, by uprzedzić Alexa o swoim przyjeździe. Z pewnością byłoby to lepiej widziane, a poza tym po kilku godzinach lotu tułaczka z walizką przez zatłoczone miasto nie należała do przyjemności, ale Sara wiedziała, że kiedy zobaczy Alexa, nie będzie w stanie ukrywać powodu swojej wizyty wystarczająco długo, by znaleźć się z dala od wścibskich spojrzeń. Nie chciała robić mu awantury na lotnisku. Naprawdę tego nie chciała, ale czuła, że emocje mogą wziąć nad nią górę. Alex na to nie zasłużył. Zdecydowanie bezpieczniej było spotkać się w jego mieszkaniu, nawet jeśli sytuacja była odrobinę niezręczna.
- Dlaczego nie pozwoliłeś mi zobaczyć ciała? – odezwała się, nim Alex zdążył o cokolwiek zapytać.
- Słucham? – zdziwił się, odstawiając walizkę w kąt pokoju.
- Dlaczego nie pozwoliłeś mi zobaczyć ciała? – powtórzyła  Sara wyraźnie. – Czy naprawdę chodziło o moje samopoczucie?
Było to jedno z tych pytań, których Alex najbardziej się obawiał. Jeszcze długo po śmierci Michaela bał się rozmawiać z Sarą właściwie na jakikolwiek temat. Za każdym razem, kiedy na nią patrzył, wydawało mu się, że za chwile go rozszyfruje. Że zobaczy w jego oczach niepewność, skojarzy fakty i wreszcie zapyta, co Alexa tak naprawdę wie o śmierci Michaela. Ostatnio ten lęk nieco przygasł. Wydawało się, że Sara pogodziła się ze śmiercią męża, że zaakceptowała obecny stan rzeczy. Znał ja zbyt dobrze, by sądzić, że jest szczęśliwa, ale wierzył, że osiągnęła stan najlepszy z możliwych w obecnej sytuacji. Spełniała się jako matka, była szanowanym chirurgiem, a dzięki Scottowi nie doskwierała jej aż tak bardzo samotność. Wszystko się wreszcie jakoś poukładało i temat śmierci Michaela wydawał się raz na zawsze zamknięty. Aż tu nagle Sara przyjeżdża bez zapowiedzi, wyraźni zaaferowana i zadaje pytania, które nigdy nie powinny paść. W głowie Alexa zapaliła się ostrzegawcza lampka.
- Przeleciałaś pół kontynentu, żeby o to zapytać? – odparł, sięgając po jej kurtkę. Sara odsunęła się z nieufnością wypisaną na twarzy. – Daj spokój – dodał mężczyzna pojednawczym tonem. – Rozbierz się, usiądź, zrobię ci herbatę. Odpowiem na wszystkie twoje pytania, ale nie stójmy w drzwiach.
- Nie chcę herbaty – powiedziała Sara zdecydowanie. Oddała przyjacielowi kurtkę, ale nie spuszczała go z oczu. – Od wczoraj czekałam, żeby zadać ci to pytanie i chcę w końcu otrzymać odpowiedź. Dlaczego nie pozwoliłeś mi zobaczyć ciała?
- Saro – zaczął Alex łagodnie, prowadząc ją do salonu, – to dwa tysiące woltów. Jesteś lekarzem. Wiesz, co takie napięcie robi z tkankami…
- Więc po prostu nie chciałeś mnie na to narażać, tak? – upewniła się Sara spokojnie, chociaż wszystko w niej wrzało.
Niejednokrotnie wyobrażała sobie ciało Michaela. Sama nie była pewna, po co właściwie to robi, bo towarzyszący temu ból był nie do zniesienia, ale nie mogła przestać. Widziała popalone ubrania i zwęgloną skórę, niemal czuła charakterystyczny swąd. Wiedziała, że Alex miał rację, próbując jej tego oszczędzić i przez pewien czas, kiedy zdołała już ochłonąć, była mu naprawdę wdzięczna, ale teraz…
Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że któraś ze znanych jej osób mogłaby wiedzieć o śmierci Michaela więcej niż ona. Przecież przy tym była. Pożegnała się z nim, pocałowała go. Była ostatnia osobą, która widziała go żywego. Jakim cudem ktoś mógłby wiedzieć o nim coś, czego nie wiedziała ona – najbardziej zainteresowana? A nawet gdyby, jaki mógłby być powód, by ukrywać to przed nią? Przecież każdy, kto znał ją i Michaela wiedział, że Sara zrobiłaby wszystko, by był teraz z nią. To było naprawdę absurdalne, jednak odkąd Scott podsunął jej ten pomysł, była niemal pewna, że Alex zna prawdę. Że oszukiwał ją przez te wszystkie lata. I na samą myśl o tym miała ochotę rozerwać go na strzępy.
- Wystarczająco cierpiałaś – mruknął Alex.
- Nie przyszło ci do głowy, że cierpiałabym mniej, gdybym znała prawdę? – zapytała, unosząc brwi.
Coś zmieniło się w jej oczach. Obok złości pojawiło się w nich rozżalenie. Alex zrozumiał, że sprawa jest poważna. Sara w zasadzie już znała prawdę, brakowało tylko potwierdzenia. Nie zamierzał jednak poddać się bez walki. Nie po to kłamał przez tyle lat, żeby teraz nieopatrznym wyznaniem zrujnować jej życie. Za dużo to ich wszystkich kosztowało, zwłaszcza Sarę.
- Dlaczego nagle zadajesz mi takie pytania? – zapytał Alex, marszcząc brwi.
Sara odwróciła się powoli. Każdy oddech powodował ból. Wszystko w środku piekło, jakby ciągała do płuc nie powietrze, a żywy ogień. Podeszła do okna, zaciskając dłonie na przedramionach. Chicago z perspektywy dwudziestego piętra naprawdę robiło wrażenie, ale akurat w tej chwili Sara nie była w nastroju do podziwiania widoków.
Ostatnio jej życie było naprawdę spokojne. Dbała o dom, pracowała. Wszystko miało swój czas i miejsce, jakby jej rzeczywistość wreszcie zdołała się poukładać Nie była może w pełni szczęśliwa, nie mogła, bo nadal bardzo brakowało jej Michaela, ale wiedziała, że jej życie jest obecnie na tyle dobre, udane, na ile jest to możliwe. I nagle, zupełnie się tego nie spodziewając, dotarła do momentu, w którym już niczego nie była pewna. Czy to możliwe, by Alex okłamywał ją przez wszystkie te lata? By pomagał jej zorganizować pogrzeb człowiekowi, który żył? By bez mrugnięcia okiem słuchał jej płaczu? Przecież wiedział, jak cierpiała, bardzo jej pomagał, bardzo jej współczuł. Skoro mógł przerwać to piekło, dlaczego, u licha, tego nie zrobił?
- Jeśli on żyje, Alex, po prostu mi powiedz – poprosiła cicho Sara. Nagła łagodność w jej głosie była zaskoczeniem nawet dla niej samej. Nie miała już siły się złościć, krzyczeć, oskarżać. Chciała po prostu wiedzieć. – Cokolwiek zmusiło cię do kłamstwa siedem lat temu, dziś jest już nieaktualne.
Mahone milczał. Wcale nie taki pewien, czy upływ czas usprawiedliwi złamanie danego słowa. Obiecał Michaelowi coś, co z perspektywy czasu wydawało się potworną głupotą, ale tak naprawdę nie zrobił tego wcale z lojalności. Było mu po prostu żal ciężarnej Sary, która po części przez niego przeżyła prawdziwe piekło. Argumenty Michaela były całkiem sensowne i w pewnym momencie Alex uwierzył, że jego plan to jedyna szansa na spokojne życie dla Sary i jej nienarodzonego dziecka. Zrobił to dla niej i naprawdę wierzył, że postępuje słusznie.
Milczenie było dla Sary wystarczającą odpowiedzią. Poczuła, jak jej ciałem wstrząsają gwałtowne dreszcze. Objęła się mocno ramionami, jakby chciała się w tej sposób obronić przed roztrzaskaniem na milion kawałeczków. W głowi jej szumiało, a pokój zaczął wirować. Wiedziała, czym to grozi, więc szybko złapała się okiennej framugi. Nie mogła znowu stracić przytomności, nie teraz. Z trudem powstrzymała mdłości. Niewiele brakowało, by zwróciła szklankę wody, która była jej jedynym posiłkiem tego dnia. Odwróciła się powoli do Alexa, starając się za wszelką cenę zachować spokój. Na jej twarzy nie było już ani śladu złości, ale zastąpił ją cały wachlarz skrajnych emocji.
- Nie wiem, czy on żyje – powiedział szybko Alex, zdając sobie sprawę, że być może niepotrzebnie robi Sarze nadzieję. – Po raz ostatni widziałem go na kilka minut przed tym, jak poszedł po ciebie.
Nie czuł się zbyt pewnie, bo mina Sary świadczyła o tym, że mu nie wierzy. W dodatku wyglądała na zdesperowaną, a Alex wiedział, że jeśli chodzi o Michaela, Sara nie cofnie się przed niczym. Zupełnie jak on. Pod tym względem byli do siebie naprawdę podobni. Michael też skoczyłby za nią w ogień. I w zasadzie skoczył.
Sara zrobiła kilka kroków w stronę Alexa, zmniejszając dzielącą ich odległość. Położyła dłonie na jego ramionach i spojrzała mu w oczy. W jej własnych czaiła się determinacja. Musiała poznać prawdę, choćby najbardziej bolesną. Nie mogła dłużej żyć, nie wiedząc, o dzieje się z Michaelem. To było gorsze od wszystkiego, co Alex mógł jej powiedzieć.
- Ja muszę znać prawdę – oznajmiła spokojnie, ale stanowczo. – Muszę, rozumiesz? Nie mogę żyć w niepewności.
- Przykro mi, Saro, ale naprawdę nie wiem, co się z nim dzieje – powtórzył Alex zdecydowanie.
Rozumiał ją. Wiedział, że decyzje podjęte przed laty były dla niej potwornie krzywdzące, jednak było już za późno, by cokolwiek naprawić. Wyznanie jej prawdy tylko zraniłoby ją jeszcze bardziej. Nie miała już szansy odzyskać dawnego życia, a rozdrapywanie przeszłości mogło zniszczyć to, które miała. Alex chciał ją przed tym uchronić, ale Sara nie dawała za wygraną. Logiczne argumenty nie przedstawiały teraz dla niej żadnej wartości.
- Dlaczego nie pozwoliłeś mi zobaczyć ciała? – zapytała ponownie.
- Bo nie było ciała – odparł w końcu Alex, wzdychając ciężko. Nie było sensu dłużej udawać, Sara i tak nie zamierzała odpuścić. – Wszystko było ukartowane. Michael wiedział, że dopóki nie uwierzysz w jego śmierć, nie uciekniesz z kraju. To był jedyny sposób, żebyście byli bezpieczni, ty i Mike.
Bolesna prawda zwaliła się na Sarę z całą mocą. Kobieta poczuła gwałtowny ucisk w klatce piersiowej i przez chwilę nie mogła oddychać. Miała wrażenie, że żelazna obręcz zaciska się nieubłaganie na jej piersiach. Puściła Alexa, robiąc kilka kroków w tył. Objęła się ramionami i skuliła. Za wszelką cenę próbowała ochronić się przez nadmiarem cierpienia. Potrząsnęła gwałtownie głową, jakby to mogło coś zmienić.
To był właśnie ten moment, którego Sara tak się bała. Przerażająca prawda niemal zwaliła ją z nóg. Oparła się o parapet, bo pokój znowu zaczynał niebezpiecznie wirować. A więc Michael żyje, a przynajmniej żył siedem lat temu, kiedy ona płakała na jego grobie. Kiedy budziła się w nocy, zlana potem i łzami, z trudem uciekając przed kolejnym koszmarem o drzwiach, które nigdy nie miały się otworzyć. Kiedy ogarniał ją ból tak straszny, że wyła w poduszkę, modląc się o śmierć… on żył. Myśl, że najbliższy człowiek okłamał ją w tak okrutny sposób była gorsza od wszystkiego, co przeżyła po jego rzekomej śmierci.
- To jakiś koszmar – wyszeptała, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w drewnianą posadzkę. – To tylko zły sen. Zaraz się obudzę i wszystko będzie jak dawniej.
- Do końca miał nadzieję, że oboje wyjdziecie stamtąd bez szwanku i razem uciekniecie do Panamy – zaczął niepewnie Alex. Wiedział, że sprawia Sarze coraz więcej bólu, jednak był świadomy, że teraz już musi powiedzieć wszystko, co wie. – Ale w takich sytuacjach, kiedy nie wszystko można dokładnie zaplanować, trzeba mieć… plan awaryjny.
- Plan awaryjny? – powtórzyła Sara, z trudem wydobywając z siebie słowa.
Zgięta w pół nadal walczyła z dusznościami. Już nawet nie myślała o panowaniu nad emocjami i zachowaniu godności. Chciała tylko utrzymać się na nogach tak długo, aż Alex powie wszystko, co we. Potem niech się dzieje co chce. Było jej już wszystko jedno, choćby przerażony Alex miał ją za moment cucić.
- Znał cię – powiedział Alex, starając się jakoś ratować sytuację. – Wiedział, że zrobiłabyś wszystko, żeby mu pomóc, gdybyś tylko wiedziała, że jest szansa. Tego właśnie chciał uniknąć. Wiedział, że dopóki będziesz z nim, nigdy nie zaznasz spokoju. Nigdy nie będziesz miała normalnego życia.
Sara pokręciła głową z niedowierzaniem, jakby miała nadzieję, ze jeśli zaprzeczy, prawda okaże się zupełnie inna, mniej bolesna. Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Żal, tęsknotę i nadzieję zagłuszyła ślepa złość. W tej chwili naprawdę szczerze nienawidziła męża, który był przecież całym jej światem. Gdyby stanął teraz przed nią, rzuciłaby mu się do gardła. Chciała go zranić, chciała, żeby go bolało. Zasłużył na to za całe jej cierpienie.
- Miałeś rację, że trzymałeś to w tajemnicy – powiedziała Sara. Mówiła cicho, ale jej głos drżał z furii. - Nie chciałam tego wiedzieć.
Przez moment Alex był pewny, że Sara powie coś jeszcze. Zacznie na niego krzyczeć albo płakać, zapyta, dlaczego zrobił jej coś takiego. Może nawet go uderzy… jednak nic takiego się nie stało. Minęła go bez słowa. Złapała rączkę walizki i zdjęła kurtkę z wieszaka. Trzęsła się na całym ciele.
- Poczekaj – zaczął szybko Alex, - przecież dopiero przyjechałaś. Jesteś zmęczona, a poza tym…
- Co poza tym? – przerwała mu ostro Sara. – Nic mi nie jest. Wracam do swojego normalnego życia.
Zarzuciła na ramiona kurtkę i wyszła na korytarz. Jej ciałem wstrząsały gwałtowne dreszcze, a przed oczami migały ciemne plamy. Było jej niedobrze i gdyby tylko miała czym, pewnie by zwymiotowała. Z trudem była w stanie skupić się na tyle, by postawić kolejny krok. Zwłaszcza że klatka schodowa to zwężała się, to poszerzała.
W drzwiach Sara odwróciła się jeszcze na moment i spojrzała na Alexa. W pewnym sensie mu współczuła. Zdawała sobie sprawę, że Alex nie chciał jej krzywdy. Wręcz przeciwnie, wszystko co zrobił, robił z myślą o niej, a teraz miał wyrzuty sumienia. To nie było w porządku, nie zasłużył na to i Sara z chęcią by go przekonywała, że nie powinien się tym zadręczać, ale akurat w tej chwili bardziej żałowała samej siebie. Patrzyła na przyjaciela z wyraźnym zmęczeniem. Na jego twarzy niepokój mieszał się z poczuciem winy. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł dobrać słów. W sumie może to i lepiej, bo Sara nie miała siły słuchać ani przeprosin, ani pocieszenia. Chciał już wyjść.
- Nie mam do ciebie żalu, Alex – powiedziała spokojnie. – Zrobiłeś to, co uważałeś za słuszne, jak my wszyscy. Tylko że niektórzy z nas nie mieli wyboru.

1 komentarz:

  1. Staram się podczytywać w miarę regularnie i nie potafię wyjść z podziwu. Wróciły dawne czasy, Jowito. Ba, nawet o wiele lepsze. Mam nadzieję,czytasz moje komentarze i dodają ci otuchy. Ha, czyli to było sfingowane? Rozumiem, że Sara poczuła się oszukana jednak niekiedy trzeba zastosować nieprzyjemne środki, by chronić najbliższe, ukochane osoby. Alek zdradził prawdę, bo nie dał rady, a może dostał pozwolenie? Znikam z blogosfery z blogosfery na trochę, ale to w ramach przygotowań do publikacji u mnie. Nie zdradzam niczego, żeby nie zapeszyć.

    OdpowiedzUsuń