*** Obecnie ***
- Wujek Link jedzie z tobą? –
zapytał Mike, przyglądając się mamie z uwagą.
Siedział na łóżku obok niej i
obserwował, jak Sara składa w pośpiechu ubrania. Zachowywała się bardzo dziwnie
i naprawdę trudno było tego nie zauważyć. Wieczorem zapomniała o ich rytuale
łaskotkowym, potem myliła się, czytając bajkę, a odkąd rano oznajmiła, że musi
wyjechać, w ogóle nie miała dla niego czasu. Mike zdecydowanie nie był do tego
przyzwyczajony. Sara nie przyjechała nawet po niego na szachy, chociaż był
piątek. To była ich tradycja. Zawsze chodzili potem na gofry przy fontannie i
opowiadali sobie śmieszne historie. Oczywiście Scott, który ją zastąpił, bardzo
się starał, ale to już nie było to samo. Nie zamówił mu podwójnej polewy
czekoladowej, a poza tym nie umiał puszczać kaczek. No i mewy od niego
uciekały. Wszystko było bez sensu.
- Wujek jest bardzo zajęty –
odparła Sara, wrzucając do walizki dżinsy.
- A ja zostaję z tatą, tak? –
upewnił się chłopiec.
- Tak – mruknęła Sara,
zatrzaskując drzwi szafy. Zdała sobie sprawę, że Mikowi należy się coś więcej,
więc zatrzymała się na moment, spojrzała mu w oczy i dodała: Tylko na dwa dni.
W porządku?
- Chyba tak… – odparł chłopiec
z wahaniem.
Sara spojrzała na synka, jakby
chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili rozmyśliła się. Naprawdę
nie chciała się z nim rozstawać, a tym bardziej zostawiać z głową pełną pytań,
jednak w tym momencie miała po prostu
inne priorytety. Alex był jedyną osobą, która mogła udzielić jej odpowiedzi. Odpowiedzi,
którą naprawdę musiała w końcu poznać. Po siedmiu latach robienia wszystkiego z
myślą o synku dała sobie prawo do jednego całkowicie egoistycznego postępku.
Nie była z tego dumna, ale naprawdę tego potrzebowała.
Otworzyła dolną szufladę swojej
nocnej szafki i zaczęła przeczesywać ją w poszukiwaniu paszportu. Natrafiła
palcami na coś twardego i jej serce momentalnie przyspieszyło. Między mniej lub
bardziej istotnymi dokumentami leżało jej ślubne zdjęcie oprawione w drewnianą
ramkę. Schowała je tu kilka lat temu, kiedy Scott zaczął częściej gościć w ich
domu. I tak nie mogła sobie wyobrazić uprawiania seksu ze Scottem, a co dopiero
na oczach Michaela, nawet jeśli była to tylko jego papierowa podobizna. Był to
pierwszy, malutki kroczek do rozpoczęcia nowego życia. Łudziła się, że jeśli go
postawi, następne pójdą już łatwiej. Zsunęła z ramki plik kartek i spojrzała na
fotografię. Nie wyjmowała jej z szuflady, żeby Mike nie zauważył znaleziska.
Potrzebowała chwili intymności, sam na sam z myślami. I Michaelem.
Dotknęła ostrożnie opuszkami
palców twarzy męża. Ogarnęła ją gwałtowna czułość i przez moment nie mogła nad
nią zapanować. Tak bardzo jej go brakowało… Nie żądała wiele, naprawdę, ale
gdyby tak mogła go jeszcze raz zobaczyć i dotknąć… To nie było sprawiedliwe,
mieli dla siebie za mało czasu. Sara dopiero zaczynała się nim cieszyć, dopiero
zaczynała przyzwyczajać się do myśli, że już zawsze będą razem i tak nagle go
straciła. Bolało, jakby ktoś zabrał całkiem spory kawałek jej samej.
Zupełnie zapomniała, że Mike
siedzi na łóżku obok niej. Chłopiec zupełnie nieświadomy rozterek mamy nadal
rozważał własne problemy. Przysunął się nieco do niej, marszcząc brwi. Sara aż
podskoczyła, kiedy usłyszała jego zaniepokojony głos tuż za plecami.
- Ale skoro ja i tata będziemy
tutaj i wujek Link też nie jedzie… To kto się tobą zaopiekuje? – zapytał
poważnie.
Gwałtowny przypływ wzruszenia
wypełnił serce Sary. Odłożyła fotografię, obeszła łóżko i usiadła obok synka.
Powaga na jego dziecięcej buzi sprawiła, że łzy napłynęły Sarze do oczu. Czasem
tak bardzo przypominał jej Michaela… Nie martwił się o siebie, o to że będzie
tęsknił, czy czegoś mu zabraknie. Martwił się o nią. Bał się, że nie poradzi
sobie bez niego. Typowy Scofield. Miał dopiero sześć lat, a już próbował ją
chronić. Był nieodrodnym synem swojego ojca.
Sara pogłaskała chłopca po
ciemnych włosach i uśmiechnęła się. Był całym jej światem, całym życiem. Dla
niego warto było się starać, bez względu na to, jak bardzo było ciężko. Mike
był kolejnym powodem, dla którego czuła, że musi przynajmniej spróbować
odnaleźć Michaela. Jeśli była szansa, by chłopiec poznał swojego ojca, nie
mogła jej zmarnować. Nie wybaczyłaby sobie tego.
- Jadę do wujka Alexa –
powiedziała, mrużąc pobłażliwie oczy. – Myślę, że przez te dwa dni on się mną
zaopiekuje.
Mike przez chwilę milczał,
zastanawiając się nad słowami matki. Pionowa zmarszczka na jego czole
świadczyła o tym, że podszedł do sprawy nader poważnie i wciąż nie był do końca
przekonany. Sara nie poganiała synka. Dała mu chwilę na zastanowienie, czekając
cierpliwie na odpowiedź. Chciała, żeby czuł, że jego zdanie ma znaczenie.
- W porządku – odrzekł w końcu.
Westchnął ciężko, jakby
decyzja, którą podjął, cały czas mu ciążyła. Sara uśmiechnęła się i z czułością
poczochrała mu włosy. Musiała przyznać, że tęskniła na samą myśl o rozstaniu.
Nawet jeśli były to tylko dwa dni. Bardzo nie lubiła samotności, a rozstania z
Mikiem były wyjątkowo trudne. Bez niego dużo łatwiej było o ponure myśli. Kiedy
nikt jej nie potrzebował, nikt nie prosił o pomoc, nie całował, nie przytulał,
zaczynała czuć się niepotrzebna. Mimowolnie zadawała sobie pytanie, czy jej
życie ma jakiś sens.
- Jutro sobota – powiedział
nagle Mike, zerkając na mamę znacząco.
Oczywiście Sara doskonale
wiedziała, do czego chłopiec zmierza. W każdą sobotę odwiedzali grób Michaela
na pobliskim cmentarzyku. To był ich rytuał. Dla Sary okazja do wspomnień, dla
Mika szansa, by dowiedzieć się o ojcu czegoś więcej. Sara uwielbiała te
przedpołudnia spędzane na cmentarzu w towarzystwie synka. Im więcej pytań
zadawał, tym bardziej się cieszyła, choć czasem odpowiedź na nie wymagała dużo
samokontroli. Zależało jej, by Mike dobrze znał swojego ojca, nawet jeśli nie
miał go nigdy spotkać. A może właśnie dlatego... Chciała, by chłopiec wiedział,
że jego tata był dobrym człowiekiem. Że kochał ich nad życie i dla nich gotów
był na wszystko.
Pamięć o Michaelu, o jego
miłości i poświęceniu była dla Sary jedynym pocieszeniem. Pielęgnowała ją w
sobie jak największy skarb, co wieczór wspominając wszystkie cudowne chwile
spędzone z ukochanym mężem. Dbała o każdy szczegół przerażona myślą, że może
nadejść dzień, kiedy wspomnienia zaczną się zacierać. Niczego nie bała się tak,
jak utraty przeszłości. Bardzo żałowała, że ma tak niewiele pamiątek po
Michaelu. Kilka zdjęć, papierowa róża i film, którego nie była w sanie oglądać.
Już prawie zapomniała, jak brzmiał jego głos…
- Moglibyśmy pójść bardzo
wcześnie rano, żebyś zdążyła na samolot – zaproponował chłopiec, sprowadzając
Sarę z powrotem na ziemię.
Przez moment trudno jej było
znaleźć odpowiedź. W kocu nie dalej jak tydzień temu właśnie tak zrobiła. Czuła
na sobie przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu i milczała. Nie potrafiła go
okłamywać, zupełnie tak jak kiedyś nie potrafiła okłamywać Michaela. Niestety czasem
prawda była zbyt bolesna i musiała chronić przed nią synka, nawet jeśli czuła
się z tym potem niezbyt dobrze.
- A może tym razem poszedłbyś z
tatą? – odparła w końcu Sara, skrzętnie ukrywając łzy czające się w kącikach
oczu.
- Miałbym odwiedzić tatę… z
tatą? – zdziwił się chłopiec, unosząc brwi. – To nie będzie trochę dziwne?
Sara z trudem powstrzymała
uśmiech. Mike był zdecydowanie zbyt dojrzały jak na swój wiek. Na wiele tematów
mogła rozmawiać z nim niemal jak z dorosłym, ale bywały chwile takie jak ta,
kiedy inteligencja chłopca zwyczajnie utrudniała jej życie. Wszystko musiała
tłumaczyć mu tak długo, aż udzielone odpowiedzi wydadzą mu się zadowalające, a
czasem po prostu trudno było takie znaleźć.
- Boisz się, że Scottowi będzie
przykro? – zapytała, patrząc na synka uważnie.
- Że obu im będzie przykro –
odparł Mike poważnie. – No wiesz… - dodał, zauważając, że Sara za nim nie
nadąża. – Mój tata-tata jest moim prawdziwym tatą. Nie chcę, żeby myślał, że o
nim zapomniałem, skoro mam tatę-Scotta. A tata-Scott nie jest moim prawdziwym
tatą… I nie chcę, żeby myślał, że przez to kocham go mniej.
Szczery niepokój, z jakim to
mówił, wywołał u Sary poczucie winy. Żołądek podszedł jej do gardła, powodując
falę gwałtownych mdłości. Rozmowy o Michaelu zawsze były dla niej trudne. Nawet
jeśli opowiadała o miłych sprawach, pięknych chwilach spędzonych z mężem; nawet
jeśli sprawiało jej to przyjemność i robiło się ciepło na sercu, zawsze gdzieś
w głębi pojawiała się tęsknota i żal. I bez względu na to, jak bardzo była
szczęśliwa, mogąc opowiadać o Michaelu, była też zwyczajnie smutna. Tak bardzo
pragnęła, by Mike poznał swojego biologicznego ojca…
- Myślę – zaczęła z namysłem, -
że twój prawdziwy tata wie, że potrzebujesz taty tu na ziemi i na pewno się
cieszy, ze go znalazłeś. A tata-Scott… - zawahała się przez moment – Tata-Scott
jest bardzo mądrym człowiekiem i wie, że kochasz go bez względu na to, czy jest
twoim prawdziwym tatą, czy nie.
Urwała na moment, dając chłopcu
chwilę na przemyślenie odpowiedzi. Widziała, że nie jest do końca przekonany, a
była to zbyt poważna sprawa, by zostawić ją niedokończoną. Nie mogła pozwolić,
by Mike miał wyrzuty sumienia względem któregokolwiek ze swoich ojców.
Zwłaszcza że do sytuacji, w której musiał się o to martwić, sama doprowadziła.
Po chwili namysłu ponownie podjęła temat.
- To tak jak ze mną – kontynuowała.
– Bardzo kocham twojego prawdziwego tatę i jestem pewna, że on o tym wie. Wiem
też, że twój tata kochał mnie tak mocno, że nie chciałby, żebym była tu sama. Dlatego
wierzę, że cieszy się, że jest ze mną Scott. To nie znaczy, że któregoś kocham mniej
czy bardziej, po prostu… inaczej. Rozumiesz?
- Chyba tak – powiedział Mike,
kiwając głową. – Myślisz, że tata… tata-tata to wszystko wie?
- Jestem pewna – odparła bez
wahania. – Twój tata zawsze będzie częścią ciebie i częścią mnie, dlatego
jestem pewna, że dobrze wie, co czujemy.
- To dobrze – stwierdził
chłopiec z nagłym ożywieniem. – To w sumie prawie tak, jakby żył, prawda?
Sara przygryzła wargę, żeby nie
wybuchnąć płaczem na oczach dziecka. Tak, było prawie tak, jakby Michael żył.
Czasem Sara myślała o nim tak intensywnie, że niemal czuła jego obecność. Czuła
jego dłonie na swoim ramionach i oddech na szyi. I nie było nic gorszego od
uświadomienia sobie, że to tylko wyobraźnia. Czasem łatwiej było trzymać
uczucia w ryzach.
Odpowiedziała dopiero po
chwili, kiedy była już pewna, że nad sobą panuje.
- Prawda – powiedziała cicho,
przytulając chłopca i całując czule jego kasztanową czuprynę.
Dobrze przeczytać coś spod twojego pióra, Jowito, po tylu miesiącach nieobecności. Na razie powiem jedynie tyle, iż się nie zawiodłam. Odnajduję tutaj wszystkie charakterystyczne elementy tego, co znałam poprzednio. Mamy mieszankę obyczajowo-kryminalną, paradoksalnie bardziej intrygującą od perypetii komisarzy z W11. Czuć taki powiew oryginalności. Głowna bohaterka Sara wzbudza pozytywne uczucia, mimo pewnego wycofywania ze świata, ale powody są bardzo określone. Postaram się śledzić losy bohaterów w miarę uważnie.
OdpowiedzUsuń