piątek, 10 listopada 2017

Seven years ago... rozdział 3

*** Obecnie ***

- Wujek Link jedzie z tobą? – zapytał Mike, przyglądając się mamie z uwagą.
Siedział na łóżku obok niej i obserwował, jak Sara składa w pośpiechu ubrania. Zachowywała się bardzo dziwnie i naprawdę trudno było tego nie zauważyć. Wieczorem zapomniała o ich rytuale łaskotkowym, potem myliła się, czytając bajkę, a odkąd rano oznajmiła, że musi wyjechać, w ogóle nie miała dla niego czasu. Mike zdecydowanie nie był do tego przyzwyczajony. Sara nie przyjechała nawet po niego na szachy, chociaż był piątek. To była ich tradycja. Zawsze chodzili potem na gofry przy fontannie i opowiadali sobie śmieszne historie. Oczywiście Scott, który ją zastąpił, bardzo się starał, ale to już nie było to samo. Nie zamówił mu podwójnej polewy czekoladowej, a poza tym nie umiał puszczać kaczek. No i mewy od niego uciekały. Wszystko było bez sensu.
- Wujek jest bardzo zajęty – odparła Sara, wrzucając do walizki dżinsy.
- A ja zostaję z tatą, tak? – upewnił się chłopiec.
- Tak – mruknęła Sara, zatrzaskując drzwi szafy. Zdała sobie sprawę, że Mikowi należy się coś więcej, więc zatrzymała się na moment, spojrzała mu w oczy i dodała: Tylko na dwa dni. W porządku?
- Chyba tak… – odparł chłopiec z wahaniem.
Sara spojrzała na synka, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili rozmyśliła się. Naprawdę nie chciała się z nim rozstawać, a tym bardziej zostawiać z głową pełną pytań, jednak  w tym momencie miała po prostu inne priorytety. Alex był jedyną osobą, która mogła udzielić jej odpowiedzi. Odpowiedzi, którą naprawdę musiała w końcu poznać. Po siedmiu latach robienia wszystkiego z myślą o synku dała sobie prawo do jednego całkowicie egoistycznego postępku. Nie była z tego dumna, ale naprawdę tego potrzebowała.
Otworzyła dolną szufladę swojej nocnej szafki i zaczęła przeczesywać ją w poszukiwaniu paszportu. Natrafiła palcami na coś twardego i jej serce momentalnie przyspieszyło. Między mniej lub bardziej istotnymi dokumentami leżało jej ślubne zdjęcie oprawione w drewnianą ramkę. Schowała je tu kilka lat temu, kiedy Scott zaczął częściej gościć w ich domu. I tak nie mogła sobie wyobrazić uprawiania seksu ze Scottem, a co dopiero na oczach Michaela, nawet jeśli była to tylko jego papierowa podobizna. Był to pierwszy, malutki kroczek do rozpoczęcia nowego życia. Łudziła się, że jeśli go postawi, następne pójdą już łatwiej. Zsunęła z ramki plik kartek i spojrzała na fotografię. Nie wyjmowała jej z szuflady, żeby Mike nie zauważył znaleziska. Potrzebowała chwili intymności, sam na sam z myślami. I Michaelem.
Dotknęła ostrożnie opuszkami palców twarzy męża. Ogarnęła ją gwałtowna czułość i przez moment nie mogła nad nią zapanować. Tak bardzo jej go brakowało… Nie żądała wiele, naprawdę, ale gdyby tak mogła go jeszcze raz zobaczyć i dotknąć… To nie było sprawiedliwe, mieli dla siebie za mało czasu. Sara dopiero zaczynała się nim cieszyć, dopiero zaczynała przyzwyczajać się do myśli, że już zawsze będą razem i tak nagle go straciła. Bolało, jakby ktoś zabrał całkiem spory kawałek jej samej.
Zupełnie zapomniała, że Mike siedzi na łóżku obok niej. Chłopiec zupełnie nieświadomy rozterek mamy nadal rozważał własne problemy. Przysunął się nieco do niej, marszcząc brwi. Sara aż podskoczyła, kiedy usłyszała jego zaniepokojony głos tuż za plecami.
- Ale skoro ja i tata będziemy tutaj i wujek Link też nie jedzie… To kto się tobą zaopiekuje? – zapytał poważnie.
Gwałtowny przypływ wzruszenia wypełnił serce Sary. Odłożyła fotografię, obeszła łóżko i usiadła obok synka. Powaga na jego dziecięcej buzi sprawiła, że łzy napłynęły Sarze do oczu. Czasem tak bardzo przypominał jej Michaela… Nie martwił się o siebie, o to że będzie tęsknił, czy czegoś mu zabraknie. Martwił się o nią. Bał się, że nie poradzi sobie bez niego. Typowy Scofield. Miał dopiero sześć lat, a już próbował ją chronić. Był nieodrodnym synem swojego ojca.
Sara pogłaskała chłopca po ciemnych włosach i uśmiechnęła się. Był całym jej światem, całym życiem. Dla niego warto było się starać, bez względu na to, jak bardzo było ciężko. Mike był kolejnym powodem, dla którego czuła, że musi przynajmniej spróbować odnaleźć Michaela. Jeśli była szansa, by chłopiec poznał swojego ojca, nie mogła jej zmarnować. Nie wybaczyłaby sobie tego.
- Jadę do wujka Alexa – powiedziała, mrużąc pobłażliwie oczy. – Myślę, że przez te dwa dni on się mną zaopiekuje.
Mike przez chwilę milczał, zastanawiając się nad słowami matki. Pionowa zmarszczka na jego czole świadczyła o tym, że podszedł do sprawy nader poważnie i wciąż nie był do końca przekonany. Sara nie poganiała synka. Dała mu chwilę na zastanowienie, czekając cierpliwie na odpowiedź. Chciała, żeby czuł, że jego zdanie ma znaczenie.
- W porządku – odrzekł w końcu.
Westchnął ciężko, jakby decyzja, którą podjął, cały czas mu ciążyła. Sara uśmiechnęła się i z czułością poczochrała mu włosy. Musiała przyznać, że tęskniła na samą myśl o rozstaniu. Nawet jeśli były to tylko dwa dni. Bardzo nie lubiła samotności, a rozstania z Mikiem były wyjątkowo trudne. Bez niego dużo łatwiej było o ponure myśli. Kiedy nikt jej nie potrzebował, nikt nie prosił o pomoc, nie całował, nie przytulał, zaczynała czuć się niepotrzebna. Mimowolnie zadawała sobie pytanie, czy jej życie ma jakiś sens.
- Jutro sobota – powiedział nagle Mike, zerkając na mamę znacząco.
Oczywiście Sara doskonale wiedziała, do czego chłopiec zmierza. W każdą sobotę odwiedzali grób Michaela na pobliskim cmentarzyku. To był ich rytuał. Dla Sary okazja do wspomnień, dla Mika szansa, by dowiedzieć się o ojcu czegoś więcej. Sara uwielbiała te przedpołudnia spędzane na cmentarzu w towarzystwie synka. Im więcej pytań zadawał, tym bardziej się cieszyła, choć czasem odpowiedź na nie wymagała dużo samokontroli. Zależało jej, by Mike dobrze znał swojego ojca, nawet jeśli nie miał go nigdy spotkać. A może właśnie dlatego... Chciała, by chłopiec wiedział, że jego tata był dobrym człowiekiem. Że kochał ich nad życie i dla nich gotów był na wszystko.
Pamięć o Michaelu, o jego miłości i poświęceniu była dla Sary jedynym pocieszeniem. Pielęgnowała ją w sobie jak największy skarb, co wieczór wspominając wszystkie cudowne chwile spędzone z ukochanym mężem. Dbała o każdy szczegół przerażona myślą, że może nadejść dzień, kiedy wspomnienia zaczną się zacierać. Niczego nie bała się tak, jak utraty przeszłości. Bardzo żałowała, że ma tak niewiele pamiątek po Michaelu. Kilka zdjęć, papierowa róża i film, którego nie była w sanie oglądać. Już prawie zapomniała, jak brzmiał jego głos…
- Moglibyśmy pójść bardzo wcześnie rano, żebyś zdążyła na samolot – zaproponował chłopiec, sprowadzając Sarę z powrotem na ziemię.
Przez moment trudno jej było znaleźć odpowiedź. W kocu nie dalej jak tydzień temu właśnie tak zrobiła. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu i milczała. Nie potrafiła go okłamywać, zupełnie tak jak kiedyś nie potrafiła okłamywać Michaela. Niestety czasem prawda była zbyt bolesna i musiała chronić przed nią synka, nawet jeśli czuła się z tym potem niezbyt dobrze.
- A może tym razem poszedłbyś z tatą? – odparła w końcu Sara, skrzętnie ukrywając łzy czające się w kącikach oczu.
- Miałbym odwiedzić tatę… z tatą? – zdziwił się chłopiec, unosząc brwi. – To nie będzie trochę dziwne?
Sara z trudem powstrzymała uśmiech. Mike był zdecydowanie zbyt dojrzały jak na swój wiek. Na wiele tematów mogła rozmawiać z nim niemal jak z dorosłym, ale bywały chwile takie jak ta, kiedy inteligencja chłopca zwyczajnie utrudniała jej życie. Wszystko musiała tłumaczyć mu tak długo, aż udzielone odpowiedzi wydadzą mu się zadowalające, a czasem po prostu trudno było takie znaleźć.
- Boisz się, że Scottowi będzie przykro? – zapytała, patrząc na synka uważnie.
- Że obu im będzie przykro – odparł Mike poważnie. – No wiesz… - dodał, zauważając, że Sara za nim nie nadąża. – Mój tata-tata jest moim prawdziwym tatą. Nie chcę, żeby myślał, że o nim zapomniałem, skoro mam tatę-Scotta. A tata-Scott nie jest moim prawdziwym tatą… I nie chcę, żeby myślał, że przez to kocham go mniej.
Szczery niepokój, z jakim to mówił, wywołał u Sary poczucie winy. Żołądek podszedł jej do gardła, powodując falę gwałtownych mdłości. Rozmowy o Michaelu zawsze były dla niej trudne. Nawet jeśli opowiadała o miłych sprawach, pięknych chwilach spędzonych z mężem; nawet jeśli sprawiało jej to przyjemność i robiło się ciepło na sercu, zawsze gdzieś w głębi pojawiała się tęsknota i żal. I bez względu na to, jak bardzo była szczęśliwa, mogąc opowiadać o Michaelu, była też zwyczajnie smutna. Tak bardzo pragnęła, by Mike poznał swojego biologicznego ojca…
- Myślę – zaczęła z namysłem, - że twój prawdziwy tata wie, że potrzebujesz taty tu na ziemi i na pewno się cieszy, ze go znalazłeś. A tata-Scott… - zawahała się przez moment – Tata-Scott jest bardzo mądrym człowiekiem i wie, że kochasz go bez względu na to, czy jest twoim prawdziwym tatą, czy nie.
Urwała na moment, dając chłopcu chwilę na przemyślenie odpowiedzi. Widziała, że nie jest do końca przekonany, a była to zbyt poważna sprawa, by zostawić ją niedokończoną. Nie mogła pozwolić, by Mike miał wyrzuty sumienia względem któregokolwiek ze swoich ojców. Zwłaszcza że do sytuacji, w której musiał się o to martwić, sama doprowadziła. Po chwili namysłu ponownie podjęła temat.
- To tak jak ze mną – kontynuowała. – Bardzo kocham twojego prawdziwego tatę i jestem pewna, że on o tym wie. Wiem też, że twój tata kochał mnie tak mocno, że nie chciałby, żebym była tu sama. Dlatego wierzę, że cieszy się, że jest ze mną Scott. To nie znaczy, że któregoś kocham mniej czy bardziej, po prostu… inaczej. Rozumiesz?
- Chyba tak – powiedział Mike, kiwając głową. – Myślisz, że tata… tata-tata to wszystko wie?
- Jestem pewna – odparła bez wahania. – Twój tata zawsze będzie częścią ciebie i częścią mnie, dlatego jestem pewna, że dobrze wie, co czujemy.
- To dobrze – stwierdził chłopiec z nagłym ożywieniem. – To w sumie prawie tak, jakby żył, prawda?
Sara przygryzła wargę, żeby nie wybuchnąć płaczem na oczach dziecka. Tak, było prawie tak, jakby Michael żył. Czasem Sara myślała o nim tak intensywnie, że niemal czuła jego obecność. Czuła jego dłonie na swoim ramionach i oddech na szyi. I nie było nic gorszego od uświadomienia sobie, że to tylko wyobraźnia. Czasem łatwiej było trzymać uczucia w ryzach.
Odpowiedziała dopiero po chwili, kiedy była już pewna, że nad sobą panuje.
- Prawda – powiedziała cicho, przytulając chłopca i całując czule jego kasztanową czuprynę.

1 komentarz:

  1. Dobrze przeczytać coś spod twojego pióra, Jowito, po tylu miesiącach nieobecności. Na razie powiem jedynie tyle, iż się nie zawiodłam. Odnajduję tutaj wszystkie charakterystyczne elementy tego, co znałam poprzednio. Mamy mieszankę obyczajowo-kryminalną, paradoksalnie bardziej intrygującą od perypetii komisarzy z W11. Czuć taki powiew oryginalności. Głowna bohaterka Sara wzbudza pozytywne uczucia, mimo pewnego wycofywania ze świata, ale powody są bardzo określone. Postaram się śledzić losy bohaterów w miarę uważnie.

    OdpowiedzUsuń