sobota, 9 grudnia 2017

Seven years ago... rozdział 7

- Nie rozumiem – powiedział szczerze chłopiec. – Przecież dopiero wróciłaś.
Sara westchnęła. Mike był tylko dzieckiem. Dzieckiem, które jej potrzebowało i które naprawdę zdążyło się zatęsknić. Minionego wieczoru nie poświęciła mu wiele uwagi. Co prawda zajrzała do niego, kiedy leżał już w łóżku, przeczytała mu nawet kilka stron książki o Euzebiuszu, ale nie zaspokoiła ciekawości synka. Zbyła wszystkie jego pytania, wciąż niezdolna do rozmowy o Michaelu. Nie dała synkowi szansy, by zrozumiał jej postępowanie Gdyby wyjaśniła, choć oględnie, jak wygląda sytuacja, pewnie Mike lepiej przyjąłby jej ponowny wyjazd. Nie mogła się dziwić, że synek ma do niej żal. Z jego perspektywy wydawała się postępować całkowicie bez sensu, a przecież przyzwyczaiła go przez lata, że zawsze jest na pierwszym miejscu. Miał prawo czuć się nieco zagubiony.
- Wiem, skarbie – odparła Sara, zerkając na Scotta, który przysłuchiwał się tej rozmowie w milczeniu. Kroił pomidory na surówkę i udawał, że nie bierze udziału w dyskusji, ale Sara wiedziała, że łowi chciwie każde słowo. Nadal niczego mu nie wyjaśniła, więc próbował wyłowić istotne informacje z jej rozmowy z synkiem. – Postaram się wrócić jak najszybciej, dobrze?
- Czyli kiedy? – drążył Mike, ściągając brwi, czym znowu przypomniał Sarze Michaela.
Usiadła obok chłopca i przez moment bezmyślnie bawiła się maselniczką. Otwierała ją i zamykała, patrząc, jak tłuszcz rozsmarowuje się na opuszce jej kciuka. Nie lubiła okłamywać synka i starała się tego nie robić, jeśli nie musiała. Czasem jednak kłamstwo było łatwiejsze i w pewnym sensie lepsze. Tak było i tym razem udzielenie prawdziwej odpowiedzi nie wchodziło w grę, nie w tej chwili. Nie mogła przecież powiedzieć Mikowi, że jedzie odwiedzić jego nieżyjącego ojca i nie wie, czy wróci z tej wyprawy żywa. Tym razem prawda była zbyt bolesna, zbyt przerażająca dla sześcioletniego chłopca.
- Za kilka dni – westchnęła w końcu, unikając spojrzenia synka.
Kolejna obietnica bez pokrycia. Oczywiście miała nadzieję, że dotrzyma słowa, ale żadnej pewności. Wyprawa, na którą się zdecydowała przypominała niebezpiecznie czasy Scylli. Wtedy Sara nauczyła się, że dobre chęci to czasem zbyt mało,, by dotrzymać złożonej obietnicy. Nie chciała, by Mike otrzymał od życia taką lekcję. Dobrze wiedziała, jak bardzo coś takiego zmienia człowieka. Jak potwornie wpływa na poczucie bezpieczeństwa i cały światopogląd.
- Ale dlaczego znowu wyjeżdżasz? – zapytał Mike z ledwie wyczuwalną pretensją w głosie. – Nie jest ci smutno bez nas?
- Oczywiście, że jest – odparła Sara niemal automatycznie. Mimowolnie spojrzała na Mika i zobaczyła w jego oczach dezorientację. Poczuła, że ogarniają ją wyrzuty sumienia. – Na razie nie mogę ci tego wyjaśnić, ale to bardzo ważne. Naprawdę muszę jechać.
Wbrew wszystkiemu i wszystkim w tej chwili była to dla niej najważniejsza rzecz pod słońcem. Nie wyobrażała sobie dalszego życia bez poznania prawdy. Nie mogłaby normalnie funkcjonować, nie wiedząc, co dzieje się z jej ukochanym mężem. Z mężem, za którym tęskniła tak potwornie. Mężem, który jako jedyny na świecie akceptował ją i kochał bezwarunkowo. To on sprawił, że była tym, kim była. Nauczył ją ufać i przyjmować miłość. Przy nim z zagubionej, niepewnej dziewczyny zmieniła się w kobietę zdolną kochać i pragnąć. Jeśli istniała choć minimalna szansa, że Michael żyje, musiała spróbować. On zrobiłby dla niej to samo.
Westchnęła ciężko. Mike patrzył na Scotta, jakby nad czymś się zastanawiał. Nigdy łatwo nie odpuszczał i Sara wiedziała, że to jeszcze nie koniec pytań. Przymierzał się dopiero do drugiej rundy, a ona była wyczerpana już po pierwszej. Bardzo przydałaby jej się pomoc, ale wiedziała, że w tej sprawie nie ma co liczyć na Scotta. Nie zamierzał bronić pomysłu, któremu był przeciwny.
- Pokłóciliście się? – spytał w końcu Mike, zerkając to na ojca, to na matkę.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytała Sara zaskoczona.
Faktycznie minionego wieczoru między nią i Scottem doszło do spięcia. On koniecznie chciał wiedzieć, co wydarzyło się w Chicago, a Sara nie była gotowa, by o tym mówić. Kiedy naciskał, w końcu nie wytrzymała. Powiedziała kilka słów za dużo i potem było jej nawet głupio, ale nie mogła już cofnąć czasu. Poza tym w tej chwili potrzebowała po prostu przestrzeni, by w końcu pozbierać myśli, a Scott był wszędzie i nie dawał się odpędzić. Nawet jeśli miał się z tego powodu obrazić, Sara musiała przez chwilę odetchnąć. Mogła się z nim rozmówić innym razem, tymczasem miała ważniejsze sprawy na głowie.
Nie przypuszczała, że Mike słyszał choć słowo z ich wieczornej kłótni. Była pewna, że śpi i nie słyszy ani słowa. Gdyby wiedziała, nie dałaby się ponieść emocjom. Był już wystarczająco zdezorientowany jej wyjazdem, wcale nie musiała mu dokładać. Zresztą, nigdy nie pozwalała, by stawał się świadkiem ich nieporozumień. Nie chciała wychowywać dziecka w atmosferze kłótni, dawać mu takiego przykładu. Gdyby Michael żył, Mike dorastałby w czułej, kochającej rodzinie. Mógłby obserwować szczęśliwy, zdrowy związek. Wiedziałby, że ludzie, którzy się kochają, potrafią rozwiązywać swoje problemy z szacunkiem i miłością. Kiedy Michael odszedł, wszystko się zmieniło, ale nie uważała, by to ją w jakikolwiek sposób usprawiedliwiało. Nadal chciała dawać Mikowi dobry przykład. Czyżby tym razem zrobiła coś dokładnie przeciwnego?
Chłopiec wzruszył ramionami. Był spokojny, ale wciąż wyraźnie przygnębiony. Bez entuzjazmu wpatrywał się w swoją szklankę. Uwielbiał sok jabłkowy, ale w tej chwili patrzył na niego tak, jakby zrobił mu wielką krzywdę. Dla Sary wieczorna kłótnia była bez znaczenia i podejrzewała, że dla Scotta również, ale Mike najwyraźniej potraktował ją bardzo poważnie. Tego właśnie Sara starała się uniknąć.
- Zawsze tak dziwnie się zachowujecie, jak się pokłócicie – skwitował chłopiec.
- To brzmi, jakbyśmy często się kłócili – wtrącił Scott z pobłażliwym uśmiechem, - a przecież tak nie jest.
Sara spojrzała na męża. Była zaskoczona, ale bardzo wdzięczna, że postanowił jednak włączyć się do rozmowy. Potrzebowała pomocy, nawet jeśli nie zamierzała tego przyznać. Nie chciała zostawiać dziecka z mętlikiem w głowie. Na szczęście kiedy chodziło o Mika, zawsze mogła na Scotta liczyć. Bez względu na to, co myślał, akceptował jej decyzje dotyczące syna. Wiedział, że w tej kwestii Sara słucha jedynie własnej intuicji. Dostosowywał się do tego bez słowa i dzięki temu mogli wspólnie wychowywać dziecko bez większych problemów.
- No nie – przyznał chłopiec. – Ale czasem się kłócicie.
- Tak to już jest – powiedział Scott, wrzucając pomidory do miski. - Ty też czasem się na nas złościsz, prawda?
Chłopiec przechylił głowę i przez chwilę patrzył na Scotta w milczeniu, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Jego niebieskie oczy zdawały się przewiercać ojca na wylot. Sara zacisnęła dłonie na szklance, czując, że wspomnienia atakują ją ze zdwojoną siłą. Te oczy, oczy Michaela, przypominały tak wiele. Tyle razy patrzyły na nią w podobny sposób. Miała wtedy wrażenie, że Michael widzi więcej, niż ona mogłaby przekazać słowami. I nawet jeśli działo się coś, o czym nie była w stanie mówić, czuła się lżej, bo Michael wszystko tak po prostu rozumiał. Ile by dała, żeby znowu się tak poczuć, chociaż przez chwilę…
- To jednak trochę co innego – zadecydował w końcu Mike.
Nim Sara zdołała odpowiedzieć, rozległ się dźwięk dzwonka. Zawahała się przez moment. Nie czuła się najlepiej, zostawiając ten temat niedokończony, ale czas naglił i w tej chwili niewiele mogła zrobić. Rzuciła synkowi zatroskane spojrzenie, ale bez słowa poszła otworzyć. Wiedziała, że za chwilę Mike zajmie się rozmową z Linkiem i nie wrócą już do tematu jej kłótni ze Scottem. Może to i dobrze.
Mike i Link widywali się dość często i nigdy nie nudzili w swoim towarzystwie. Nie byli do siebie ani trochę podobni, ale Link był najlepszym źródłem informacji o Michaelu, lepszym nawet niż Sara i Mike skrzętnie to wykorzystywał. Uwielbiał słuchać o swoim ojcu, a opowieści z cyklu „kiedy tata był w twoim wieku…” były najciekawsze. Prawdę mówiąc, Sara też je uwielbiała. Czasem ukradkiem przysłuchiwała się ich rozmowom, zdając sobie boleśnie sprawę, jak niewiele wiedziała o Michaelu. Mieli za mało czasu, a teraz było już za późno. A może nie…?
Tym razem nie zamierzała uczestniczyć w rozmowie. Czas naglił. Nie był to dobry moment na oddawanie się wspomnieniom. Z trudem odrywając się od opowieści o tym, jak mały Michael spadł z huśtawki, Sara wyminęła Scotta i poszła na górę. Chciała skorzystać z okazji i dopakować do walizki jeszcze kilka drobiazgów. Na dnie szuflady znowu znalazła zdjęcie swoje i Michaela i, tak jak dwa dni wcześniej, na moment straciła wątek. Przysiadła powoli na łóżku, przyglądając się podobiźnie męża. Na samą myśl, że być może już niedługo go zobaczy, jej żołądek wywracał się do góry nogami, a serce rozwijało zawrotną prędkość. Nigdy nie przypuszczała, że można czegoś aż tak pragnąć. Była gotowa zrobić niemal wszystko, byle odzyskać ukochanego męża. W tym momencie nie obchodziło ją, ile osób skrzywdzi ani jakie konsekwencje będzie za sobą niósł ewentualny powrót Michaela. Chciała tylko, żeby wrócił. Tylko tyle. Wiedziała, że kiedy już tu będzie, wszystko jakoś się ułoży.
Dziesięć minut później pojawiła się na dole zwarta i gotowa. Nie pozwoliła sobie na zbyt długie rozmyślania. Mogłaby tak siedzieć i marzyć bez końca, ale chciała jak najszybciej zacząć działać, a w tym celu po prostu musieli zdążyć na lot do Maroka. Tam będzie bliżej Michaela niż kiedykolwiek przez ostatnie siedem lat. Już sama ta myśl wywoływała dreszcz radosnego podniecenia.
- Zdążycie jeszcze zjeść śniadanie przed podróżą – powiedział Scott na jej widok.
Mimo przykrych słów, które padły poprzedniego wieczoru, starał się zachowywać normalnie. To wcale Sarze nie pomagało. Przez to czuła się jeszcze gorzej ze świadomością tego, co mu robiła. Przez chwilę chciała do niego podejść, okazać odrobinę czułości, ale zaraz przed jej oczami stanął Michael. Zupełnie jak trzy lata wcześniej, kiedy życie intymne jej i Scotta dopiero zaczynało raczkować. Za każdym razem, kiedy miała już zamiar odpowiedzieć na inicjatywę męża, jej myśli wędrowały do Michaela i natychmiast czuła do siebie obrzydzenie. Długo musiała nad sobą pracować zanim pozwoliła Scottowi się dotknąć. A i tak za każdym razem, kiedy czuła jego ręce na swoim ciele, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to wbrew naturze. Wzdrygnęła się mimowolnie.
- Mike, spakowałeś się na piłkę? – zagadnęła Sara, z trudem skupiając na sobie uwagę synka.
- Prawie… - mruknął chłopiec, krzywiąc się.
- Chodź, pomogę ci, mam jeszcze chwilę – powiedziała Sara, zagarniając Mika ramieniem i prowadząc go na schody.
Chłopiec wyglądał na trochę naburmuszonego, bo wolałby spędzić z wujkiem więcej czasu, ale nie protestował. Nie chciał sprawiać mamie przykrości, zwłaszcza teraz, na chwilę przed jej wyjazdem. Skoro chciała mu pomóc, ok. Pójdzie do pokoju i pozwoli okazać sobie odrobinę czułości. Zniesie to po męsku.
Scott odczekał aż oboje znikną na górze i spojrzał poważnie na Linka. Nigdy za sobą nie przepadali. Scott uważał Linka za drobnego przestępcę i prawdę mówiąc wolałby, by ten trzymał się z dala od jego rodziny. Z kolei Burrows nie mógł pogodzić się z myślą, że Scott przejął rolę ojca jego bratanka. Wciąż miał do Sary żal o to, ze tak łatwo – jego zdaniem – zastąpiła nim Michaela. Obaj jednak kochali i ją, i Mika, więc nauczyli się wzajemnie szanować i akceptować. Nie pozostawiła im wyboru.
Link oparł się o stół, przybrawszy jedną z bardziej nonszalanckich poz. Dobrze wiedział, że Scott ma mu coś do zakomunikowania, jego mina aż nazbyt wyraźnie o tym świadczyła, jednak Link nie zamierzał mu niczego ułatwiać. Patrząc na niego z uprzejmym zainteresowaniem, w milczeniu czekał na początek rozmowy. Cokolwiek Scott by nie powiedział, Link wątpił, by miało to dla niego głębsze znaczenie.
- Nie podoba mi się to – oznajmił w końcu Scott, ściszając głos na tyle, by Sara i Mike nie mogli go dosłyszeć. – Nie mogę jej zabronić, niestety, ale może ty powinieneś. Wyjazd do Maroka już sam w sobie jest wystarczająco niebezpieczny, a co dopiero próba odbicia więźnia. Sara ma dziecko i to powinno być teraz dla niej najważniejsze. Nie bezsensowne uganianie się za facetem, który ma ją gdzieś.
- Nikogo nie będziemy odbijać – odparł spokojnie Lincoln, chociaż wszystko w nim zawrzało. –Sara chce jedynie upewnić się, że Michael żyje.
- I tak możecie nie wrócić – upierał się Scott. – Bardzo możliwe, że nawet nie przekroczycie granicy.
- Bywaliśmy już w gorszych sytuacjach – skwitował Link, wzruszając ramionami.
W porównaniu do odnalezienia Scylli wycieczka do Maroka, nawet owładniętego wojną, nie wydawała mu się wcale wielkim przedsięwzięciem. Zdawał sobie oczywiście sprawę z niebezpieczeństwa, zwłaszcza, że zamierzał do świata fanatycznych Arabów zabrać białą, atrakcyjną kobietę, jednak uważał, że gra jest warta świeczki i w tym przypadku warto podjąć każde ryzyko. Nawet jeśli mieli wiele do stracenia. Zresztą, Sara była dorosła. Wiedziała, na co się pisze, sama zdecydowała. Link nie ponosił za to winy.
- Nie wątpię – odparł Scott z niechęcią, zerkając nerwowo na drzwi, - ale wtedy nie było Mika.
Link spuścił na moment wzrok i westchnął w duchu.  Choć bardzo tego nie chciał, musiał przyznać Scottowi trochę racji. Czuł, że nie powinien narażać Sary na niebezpieczeństwo. Nawet jeśli świadomie podjęła decyzję, nie powinien jej w tym utwierdzać. Powinien chociaż spróbować jakoś jej to wyperswadować. Przez wzgląd na Mika, swojego bratanka, ale też – czy właściwie przede wszystkim - na Michaela. Już widział reakcję brata na wieść o tym, co zamierzają zrobić. Nie wybaczyłby mu, gdyby Sarze cos się stało i żadne logiczne argumenty by w tej sytuacji nie pomogły. Link dobrze wiedział, że kiedy chodziło o Sarę, Michael tracił rozsądek. Od kiedy ta niepozorna lekarka pojawiła się na horyzoncie, jego poukładany, rozważny braciszek gotów był na największe głupstwo. Link nigdy by nie pomyślał, że Michael jest zdolny do tak bezmyślnej, bezwarunkowej miłości. Do tej pory zawsze rozsądek przesłaniał mu uczucia, ale kiedy chodziło o Sarę, było odwrotnie. Dla niej czy z myślą o niej gotów był na wszystko. Nie raz już to udowodnił.
- Znasz Sarę – powiedział w końcu Burrows. - Jak myślisz, co zrobi, jeśli zabronię jej jechać? Posłucha?
Scott skrzywił się, zdając sobie sprawę, że Link ma rację. Na początku ich znajomości próbował przejąć rolę głowy rodziny i narzucić Sarze swoją wolę, jednak szybko mu uświadomiła, że nie tędy droga. Nie zamierzała się nikomu podporządkowywać, choć Scott miał nieodparte wrażenie, że był na tym świecie jeden wyjątek i to wywoływało w nim dużo większy gniew niż sam fakt jej sprzeciwu.
Przez chwilę walczył sam ze sobą. Niebezpieczeństwo, na jakie Sara się narażała było tak naprawdę wierzchołkiem góry lodowej. Scott oczywiście nie życzył Sarze źle, ale gdyby ze strony Arabów spotkała ją jakaś krzywda, niewielka, wróciłaby do domu zrozpaczona, spragniona pocieszenia. Kto zaspokoiłby to pragnienie lepiej od niego? Jakiś mały napad, może nawet gwałt – oczywiście niezagrażający życiu – mógłby ich małżeństwu naprawdę dobrze zrobić. Wreszcie Sara zauważyłaby, że Scott jest jej potrzebny. Dlatego wcale nie Arabów obawiał się najbardziej, a Michaela. Gdyby wycieczka do Maroka okazała się sukcesem, sprawy mogłyby przyznać bardzo niekorzystny obrót. Nie był głupi i wiedział że jeśli Michael pojawi się na horyzoncie, on, Scott, natychmiast znajdzie się n straconej pozycji i może szybko przejść do historii. Miał wielką ochotę obstawać przy swoim, choć czuł, że nic już nie ugra. Westchnął zrezygnowany.
- Zostawiam ją pod twoją opieką, nie zapomnij o tym – ostrzegł.

2 komentarze:

  1. Współczuję synkowi Sary. Trudno być pozbawionym jednego opiekuna, właściwie go nie znać. Żyć jedynie marzeniami, trochę świetlistą wizją ojca. Myślę, że żadna ze stron nie chciała do tego dopuścić, ale biegu pewnych wypadków nie da się odwrócić. Jeżeli mały pojmie, że został skrzywdzony, to może stracić zaufanie do bliskich, co nie wróży dobrze na przyszłość. Jak trudno wypośrodkować pewne uczucia, prawda? Jedni pochodzą z ubogich rodzin i całe życie szukają czułości, a drudzy tkwią w pozornej normalności, utrzymywani w pozorach bezpieczeństwa. Muszę stwierdzić, że dalej łączy nas chyba jakaś więź telepatyczna, bo lubimy pisać o takich różnych smuteczkach. W mojej głowie powstała podobna wizja, a zresztą zajrzyj na pocztę i się przekonaj. Uchyliłam rąbka tajemnicy. Jesteś w świetnej formie, toteż bardzo możliwe, iż z chęcią dołożysz swoją własną cegiełkę. Szczegóły 28 grudnia u mnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z niecierpliwością czekam na ósmy rozdział opowieści o Sarze. Od początku grudnia nic nie publikujesz. U Ciebie wszystko w porządku? Daj znać na maila. Bedę czekać. Jutro idę do okulisty na takie jedno badanie, aotem powrócę do TRagarza snów.

    OdpowiedzUsuń